Rafał Jaworski

Kazimierz Jagiellończyk i Elżbieta Rakuska są bezkonkurencyjnymi rekordzistami wśród polskich par monarszych w liczbie spłodzonego potomstwa. Przez blisko czterdzieści lat małżeństwa doczekali się trzynaściorga dzieci – siedmiu córek i szóstki synów. Jedynie dwie córki (obie noszące imię matki) zmarły jeszcze w dzieciństwie, co w średniowieczu było raczej nieczęste (szacuje się że umierało co 3-4 urodzone żywe dziecko). Jan Olbracht był trzecim synem, a czwartym dzieckiem monarszej pary.

Przyszedł na świat na zamku wawelskim 27 grudnia 1459 roku. W przeciwieństwie do swoich starszych braci Władysława i Kazimierza – otrzymał dwa imiona. Jan, na cześć św. Jana Ewangelisty, patrona dnia urodzenia i Olbracht, ku pamięci swego dziadka po kądzieli, króla czesko-węgierskiego Albrechta II Habsburga. „Olbracht” jest polską formą niemieckiego imienia Albrecht, natomiast we współczesnej polszczyźnie używa się tego imienia w łacińskiej formie – Albert. Jesienią 1467 roku ośmioletni Jan wraz z braćmi trafił pod opiekę kanonika krakowskiego Jana Długosza, jeden z najwybitniejszych umysłów „złotej jesieni polskiego średniowiecza”. Duchowny nie ograniczał swej edukacji do zapoznania królewiczów z historią Polski, lecz uczył ich m.in. języków (łaciny i niemieckiego) oraz sztuki oratorskiej, filozofii i prawa. Już jedenastoletni Jan Olbracht miał okazję sprawdzić swoje umiejętności wygłaszając (wraz z braćmi) mowę na powitanie przybywającego do Krakowa nuncjusza papieskiego. Długosz był preceptorem wymagającym i surowym. Zupełnie inną osobowością był drugi (od 1472 bądź 1473 roku) z wychowawców, przybysz z Italii − Filippo Buonaccorsi zwany Kallimachem. Włoch był jednym z pierwszych przedstawicieli lata polskiego odrodzenia. Olbracht odebrał zatem edukację wszechstronną, uwzględniającą zarówno tradycję średniowiecza jak i renesansowe „nowinki”. Patrząc jednak na koleje życia Jana Olbrachta bliższy mu był modus vivendi Kallimacha niż Długosza.

O edukację rycerską królewiąt zadbał zaufany króla Kazimierza, Stanisław Szydłowiecki. Ważnym elementem edukacji synów Jagiellończyka były podróże wraz z ojcem po polsko-litewskim państwie. Wtedy podpatrywali królewskie rzemiosło, zarówno w tym oficjalnym, jak i nieoficjalnym wymiarze. Była to też okazja dla poddanych ujrzenia swych przyszłych władców.

Z czasem coraz pilniejszą sprawą stawało się zaplanowanie przyszłości królewiczów. O ile przeznaczenie pierworodnego Władysława było jasne (miał być następcą ojca na tronie polskim), to przyszłość jego braci była mglista. Kazimierz miał jeszcze szansę na tytuł wielkiego księcia litewskiego, natomiast reszta królewskich synów. Tak się przynajmniej wówczas wydawało. Sytuacja uległa diametralnej zmianie, kiedy w 1471 roku Władysław Jagiellończyk został królem Czech. Kazimierz został następcą tronu, a Jan przyszłym panem Litwy. Kolejnym wstrząsem dla dynastycznych planów Kazimierza Jagiellończyka była śmierć syna Kazimierza. Królewicz (przyszły święty) zmarł na gruźlicę w pierwszych dniach marca 1484 roku. W ten sposób 25-letni Jan Olbracht, dość niespodziewanie dla siebie i otoczenia, został następcą tronu. 

Po raz pierwszy miał okazję wykazać się jako namiestnik na Rusi, którą zarządzał przez cztery lata (1486−1490). Jego podstawowym zadaniem była ochrona granic przed najazdami tatarskimi. Z powierzonych mu obowiązków wywiązywał się bez zarzutów, okazał się też sprawnym dowódcą. Sukcesy na polu bitwy przyniosły Olbrachtowi tak potrzebną przyszłemu władcy popularność wśród poddanych.

Kiedy 6 kwietnia 1490 roku zmarł król Węgier Maciej Korwin, Jagiellonowie zgłosili pretensje do opróżnionego tronu. Uważali, że mają do niego prawo dzięki Elżbiecie Rakuskiej. 7 czerwca Olbracht został obwołany przez szlachtę węgierską królem Węgier. Miał jednak silnego kontrkandydata w osobie rodzonego brata, króla czeskiego Władysława. O ile Olbrachta wspierała średnia i drobna szlachta, to Władysław mógł liczyć na poparcie możnowładztwa węgierskiego, które ogłosiło go królem 15 lipca. Zaczął się wyścig do stołecznej Budy.

Jan Olbracht stanął na granicy polsko-węgierskiej już 1 lipca, był jednak zbyt słaby, by zbrojnie narzucić Węgrom swoje rządy. Nie cieszył się szerokim poparciem społecznym, nie miał też funduszy, by to poparcie kupić. 9 sierpnia do węgierskiej stolicy przybył Władysław. Mimo podejmowanych co rusz rokowań Jagiellonowie nie mogli dojść do porozumienia. Na wiadomość o koronacji węgierskiej Władysława we wrześniu Olbracht rozpoczął działania zbrojne. Walki trwały do lutego 1492 roku, kiedy podpisano „pokój wieczysty” w Koszycach. Na jego mocy Olbracht zobowiązywał się uznać królewski tytuł brata w zamian za księstwo głogowskie i odszkodowanie. Jednak wojna wkrótce wybuchła z nową siłą. Jan (wbrew układowi) używał nadal tytułu „wybrany król węgierski”, a Władysław nie wypłacił mu należnych sum. W tej walce Olbrachta wspierała tylko garstka węgierskich stronników i skromne siły z Polski. Kazimierz Jagiellończyk przyjął do wiadomości, że królem Węgier jest Władysław, i wezwał Olbrachta do respektowania układu. Bez powodzenia.

Do decydującej bitwy doszło na początku w 1492 roku pod Preszowem. 4-tysięczne siły Jana Olbrachta starły się z 18-tysięcznym korpusem czesko-węgierskimi dowodzonym przez Stefana Zapolyę. Mimo dużej przewagi Władysława to Olbracht zaatakował pierwszy. Licząc na zwielokrotnienie efektu zaskoczenia zdecydował się rozpocząć bitwę o nietypowej porze – wieczorem. Szarża polskiej jazdy miała rozbić stojącą na skrzydle piechotę czeską. Plan się powiódł, a Czesi poszli w rozsypkę. Wtedy polska piechota uderzyła w centrum sił czesko-węgierskich. Zapolya ściągnął posiłki i okrążył Polaków. Olbracht bił się bardzo dzielnie, jednak musiał ustąpić. Bitwa była przegrana, a niedoszły król Węgier schronił się w Preszowie. 6 stycznia 1492 roku miasto poddało się Zapolyi, a Olbracht został jego jeńcem. Ten postąpił zgodnie z wolą Władysława Jagiellończyka, odprowadził jego brata do granicy i uwolnił. Tak ostatecznie rozwiał się sen o koronie węgierskiej.

7 czerwca 1492 roku w Grodnie zmarł król Kazimierz Jagiellończyk. Szlachta zagwarantowała sobie już wcześniej, że dokona wyboru nowego władcy na drodze elekcji. Bez wątpienia Olbracht był najpoważniejszym kandydatem. Przemawiała za nim wola zmarłego króla oraz przynależność do domu panującego. Ponadto cieszył się (mimo klęski węgierskiej) opinią człowieka energicznego i sprawnego dowódcy. Miał jednak poważnych kontrkandydatów w osobach młodszych braci: Zygmunta i Aleksandra oraz Władysława czesko-węgierskiego. Pojawiła się też kandydatura Piasta, księcia płockiego Janusza II. Dzięki zdecydowanemu poparciu i zręczności politycznej biskupa krakowskiego Fryderyka Jagiellończyka oraz królowej-wdowy Elżbiety Rakuskiej 27 sierpnia 1492 roku w Piotrkowie dokonano jednomyślnego wyboru Olbrachta na króla Polski. Koronacja odbyła się 23 września w katedrze wawelskiej.

Jednym z pierwszych kroków nowego króla było ułożenie stosunków z bratem Władysławem. Podstawą porozumienia były wspólne interesy dynastyczne. Obaj wiedzieli, że muszą współpracować, jeśli chcą utrzymać w rękach rodu olbrzymie terytorium, obejmujące trzy Korony: Polską, św. Stefana (węgierską) i św. Wacława (czeską) oraz Wielkie Księstwo Litewskie. Razem łatwiej było walczyć z wrogami, przede wszystkim z rosnącymi w siłę Habsburgami, którzy chcieli zagarnąć Czechy i Węgry. Wspólną politykę miał zagwarantować polsko-węgierski traktat o przyjaźni (5 grudnia 1492 roku), wzmocniony dodatkowo zjazdem „rodzinnym” w słowackiej Lewoczy.

Ważne dla Jana Olbrachta było uregulowanie spraw księstwa zatorskiego. Powstało ono w 1445 roku w wyniku podziału księstwa oświęcimskiego. W 1456 roku miejscowy książę Wacław I z dynastii Piastów złożył hołd lenny Kazimierzowi Jagiellończykowi. Jego syn Jan (Janusz) V z powodu braku legalnego potomstwa zaproponował Janowi Olbrachtowi wykup księstwa, co też monarcha uczynił. Innym cennym nabytkiem było księstwo płockie. 16 lutego 1495 roku zmarł nagle konkurent Olbrachta z czasów elekcji, książę Janusz II. Okoliczności były niejasne, plotkowano o otruciu, jednak brak na to jednak przekonujących dowodów. Ponieważ Janusz zmarł bezpotomnie, zgodnie z prawem lennym jego księstwo przechodziło na króla Polski. Przeciwko temu próbował protestować brat zmarłego, książę Konrad III Rudy, który zajął Płock. Olbracht natychmiast wyruszył przeciw niemu na czele pospolitego ruszenia; osamotniony Konrad nie miał wyjścia i musiał pogodzić się z utratą domeny po bracie. Mało tego, Olbracht odebrał mu prawie wszystkie posiadłości. Mógł nimi rządzić jedynie na zasadach dożywocia – po jego śmierci miały one zostać włączone do Korony. Konradowi i jego dziedzicom pozostawiono jedynie ziemię czerską. To było podstawą ostatecznej inkorporacji Mazowsza w 1526 roku.

Na sejmie piotrkowskim w 1496 roku Olbracht wydał nowy przywilej dla szlachty, tzw. statuty (konstytucje) piotrkowskie: zwolnienie z obowiązku płacenia ceł, ograniczenie wychodźstwa chłopów oraz zakaz nabywania majątków ziemskich i piastowania urzędów państwowych przez mieszczan. W zamian król uzyskał zgodę szlachty na zwołanie pospolitego ruszenia i uchwalenie nowych podatków na potrzeby wojenne. Bo Jan Olbracht przygotowywał się do nowej wyprawy wojennej. Jej celem była Mołdawia.

Księstwo mołdawskie, zwane też z ruska hospodarstwem lub w polskich źródłach województwem, sąsiadowało z ruskimi ziemiami państwa Jagiellonów. Obejmowało tereny między Dniestrem a dorzeczem Seretu, rozciągając się od Karpat do Morza Czarnego. Mołdawia nie odgrywała samodzielnej roli politycznej. Jej potężni sąsiedzi, Polska i Węgry, traktowali te ziemie jako swoją strefę wpływów. Lawirowanie między nimi było istotą polityki mołdawskiej. Mimo podporządkowania lennego hospodarowie sprawowali suwerennie rządy wewnętrzne i prowadzili aktywną politykę zagraniczną. Ich największym sukcesem było zachowanie tożsamości Mołdawii, choć zarówno w Polsce, jak i na Węgrzech co rusz pojawiały się głosy wzywające do inkorporacji naddunajskiego państewka.

Hospodarstwo mołdawskie zostało formalnie podporządkowane Polsce po wyprawie królowej Jadwigi i panów polskich na Ruś Czerwoną w pierwszych miesiącach 1387 roku i opanowaniu Halicza. We wrześniu hospodar mołdawski Piotr złożył we Lwowie hołd i przysięgę wierności Jadwidze, Władysławowi Jagielle oraz Koronie Królestwa Polskiego. Jednak Mołdawia okazała się lennikiem nielojalnym i kłopotliwym. Ostatecznie stosunek lenny został zerwany w czerwcu 1456 roku, kiedy hospodar Piotr Aron uznał zwierzchność sułtana i zobowiązał się do płacenia haraczu. Mimo że Kazimierz Jagiellończyk oficjalnie nie zaakceptował utraty lenna, to nie wiele mógł zrobić, aby je odzyskać. Wojna z zakonem krzyżackim wykluczała zaangażowanie militarne. Szczególnie dotkliwa dla polskiego handlu była utrata Kilii i Białogrodu, mołdawskich portów nad Morzem Czarnym. Przez czarnomorskie księstwo wiodły bowiem ważne szlaki handlowe: droga mołdawska, wiodąca z Kołomyi przez Suczawę na Bałkany i dalej Bliski Wschód, oraz droga tatarska, prowadząca na Krym i w głąb środkowej Azji. Dlatego sprawa odzyskania kontroli nad Mołdawią wcześniej czy później musiała wrócić.

Po obaleniu Piotra Arona w 1457 roku tron mołdawski zajął Stefan III Wielki. Był sprawnym politykiem, świetnym dyplomatą i utalentowanym wodzem. Pokonał armię turecką w bitwie pod Vaslui (10 stycznia 1475 roku) i wyzwolił Mołdawię spod zależności od Stambułu. Jednak zadarcie z potęgą Porty zmusiło Stefana do szukania wsparcia w Polsce. Dlatego w 1489 roku złożył Kazimierzowi hołd lenny, jednak już cztery lata później, rozczarowany brakiem pomocy, zdecydował się uznać zwierzchność turecką. Mało tego, chciał zagarnąć Pokucie, część koronnej Rusi Halickiej, która wchodziła klinem między Mołdawię a Węgry. Polacy odpierali najazdy mołdawskie ze zmiennym szczęściem.

Jan Olbracht krótko po objęciu tronu rozpoczął przygotowania do wojny. Co prawda jej oficjalnym celem było odbicie portów czarnomorskich, lecz prawdopodobniej monarcha planował osadzenie na tronie mołdawskim swego brata Zygmunta. Sąsiedzi, przede wszystkim Węgrzy, szybko zorientowali się w zamiarach Olbrachta i odmówili wsparcia wyprawy. Jej powodzenie zakłóciłoby kruchą równowagę sił w regionie. Niezrażony tym Jan kontynuował przygotowania. Wyprawa, która przeszła do historii pod nazwą bukowińskiej, była największą mobilizacją zbrojną Polski od czasów wojny trzynastoletniej. Wojsko zbierało się zimą i wiosną 1497 roku pod Lwowem. Król miał pod swoimi rozkazami chorągwie nadworne i najemników ze Śląska i Czech. Było to wojsko karne, doświadczone i świetnie uzbrojone. Główną siłą ekspedycji było pospolite ruszenie ze wszystkich ziem polskich. Posiłki dali też lennicy Korony, krzyżacy i Mazowsze. Na wezwanie królewskie stanęło 50 tys. rycerstwa, 20 tys. ciurów i wozaków. Piechota, niezbędna do zdobywania miast, stanowiła ok. 40 proc. całości sił. Na wyprawę zabrano również artylerię. Na czele armii stanął sam król.

Bukowińska klęska

Wyprawa ruszyła 26 czerwca 1497 roku. Wielka armia poruszała się bardzo wolno, szarpana mołdawskimi podjazdami. Stefan dysponował znacznie mniejszymi siłami, ale wsparli go Turcy i Tatarzy Krymscy. Posiłki przysłał również hospodar sąsiedniej Wołoszczyzny oraz Władysław Jagiellończyk. Dzięki temu wsparciu siły obu stron były wyrównane.

24 września armia króla Jana stanęła pod Suczawą. Polacy bez powodzenia oblegali miasto, co gorsza okazało się, że obiecane posiłki z Litwy nie nadejdą. Również kontyngent z Mazowsza poruszający się  żółwim tempem (za sprawą Konrada III Rudego) był daleko w tyle. O klęsce wyprawy zadecydowało jednak poselstwo od króla Władysława, który zażądał od brata natychmiastowego opuszczenia Mołdawii, grożąc wojną. Władysław, człowiek słaby i chwiejny, postawił to ultimatum pod presją węgierskich możnych, bojących się wybuchu wojny z potężną Turcją.

Chory na febrę Olbracht widząc klęskę swoich śmiałych planów przystał na warunki honorowego rozejmu. 18 października zawarł ze Stefanem układ, gwarantujący Polakom swobodne wyjście z Mołdawii. Jednak zdradziecki hospodar, który nie raz złamał dane słowo i tym razem ani myślał dotrzymać warunków układu. Polacy wycofywali się przez Bukowinę, idąc w czterech rozciągniętych na wiele kilometrów kolumnach. Zbroje i kopie złożono na wozach oraz, co gorsza, zaniedbano wysyłania zwiadów. Mołdawianie zaatakowali pod Koźminem, w miejscu, gdzie droga wchodziła w głęboki, trzykilometrowej długości wąwóz.  o stromych ścianach. Kolumna małopolska i straż tylna (wojsk zaciężne) znalazły się w potrzasku. Polacy bronili się rozpaczliwie. Ocaleli uciekali do przodu, w panice szukając wyjścia z matni. Tymczasem nieatakowana kolumna królewska połączyła się z Wielkopolanami z pierwszej kolumny, który zdążyli ustawić warowny obóz. Król szybko opanował zamieszanie i przygotował kontruderzenie. Oddziały mołdawskie i ich sojuszników wypłoszono z lasów i rozbito doszczętnie. Jednak Polacy stracili 11 tys. zaciężnych i rycerstwa z pospolitego ruszenia oraz kilka tysięcy służby. W sumie z lasów bukowińskich nie wyszedł co piąty uczestnik wyprawy. Straty nieprzyjaciela były z pewnością niższe.

Po przegrupowaniu się wojsko ruszyło w stronę rzeki Prut. Odwrót był bardzo dramatyczny. Stefan Wielki próbował utrudnić ten marsz, wśród wojska kilka razy wybuchała panika. Na dodatek spóźnieni Mazowszanie zostali okrążeni i wybici, zanim zdołali się połączyć z siłami głównymi. Mołdawianie próbowali zastawić na Polaków zasadzkę przy przeprawie przez graniczny Prut, lecz bez powodzenia. 5 listopada król rozpuścił pospolite ruszenie. Niesławna wyprawa została zakończona.

Niewątpliwie ekspedycja była klęską korony i króla Jana. Mimo że udało się nie dopuścić do okrążenia i zniszczenia jego wojsk, to Polacy ponieśli dotkliwe straty. Przede wszystkim nie udało się zrealizować żadnego z zaplanowanych celów wyprawy – porty czarnomorskie pozostawały pod kontrolą Turcji, a Mołdawią dalej rządził Stefan. Jednak w żaden sposób nie można powtarzać bezkrytycznie powiedzenia o „wyginięciu szlachty” w czasie wyprawy. Była to klęska, ale nie katastrofa. Na rewanż przyjdzie Polakom czekać blisko 35 lat, kiedy to w 1531 roku Jan Tarnowski rozbił armię mołdawską w bitwie pod Obertynem. Najbardziej dotkliwą konsekwencją klęski było obniżenie pozycji państwa polsko-litewskiego na arenie międzynarodowej. Słabość tą postanowili wykorzystać sąsiedzi. 

Ostatnie lata panowania

W głąb Korony śmiało zapuszczali się Turcy i Tatarzy. Olbracht przystąpił do działania. Co prawda do znaczących walk nie doszło, ale król, obawiając się nowych ataków, nakazał m.in. wzmocnienie murów miejskich Krakowa. Pobukowińską słabość chcieli też wykorzystać Czesi. Zażądali zwrotu księstwa głogowskiego, które po koronacji królewskiej Jana winno było wrócić do Królestwa Czeskiego. Czeski parlament wzywał Władysława Jagiellończyka by wyegzekwował układ zbrojnie. Chcąc nie chcąc w listopadzie 1499 roku Olbracht Głogów oddał. Symbolem degrengolady w polityce zagranicznej były niekorzystne zapisy w układach z Węgrami i  Mołdawią (druga połowa 1499 roku). W styczniu 1501 roku polskim dyplomatom udało się zawrzeć antymoskiewskie przymierze z Tatarami, a lipcu tego roku, wynegocjować pokój z Turcją na czas nieokreślony. 

Układy z południowymi sąsiadami świadczą, że Olbracht postanowił skierować swą uwagę na inny obszar. Od zakończenia wojny trzynastoletniej w 1466 roku wielcy mistrzowie krzyżaccy z większym lub mniejszym entuzjazmem wypełniali zobowiązania nałożone na państwo zakonne drugim pokojem toruńskim. Wszystko zmieniło się, kiedy w 1498 roku wielkim mistrzem został książę Fryderyk saski. Zaczął on kwestionować ustalenia traktatu, przede wszystkim odmawiał złożenia hołdu lennego. Ośmielała go polityka cesarza Maksymiliana I Habsburga, który dążył do osłabienia pozycji Jagiellonów w Europie. Kiedy w marcu 1501 roku Fryderyk ponownie odmówił złożenia hołdu. Olbracht zaczął planować wojnę z zakonem. Nie doszło do niej, bowiem król od początku czerwca ciężko chorował. 14 czerwca monarcha stracił mowę, najprawdopodobniej na skutek wylewu. Trzy dni później król Jan Olbracht zmarł na ratuszu w Toruniu, który służył polskim królom za rezydencję podczas pobytu w tym mieście. Pochowano go w katedrze wawelskiej 20 sierpnia 1501 roku. Był królem zaledwie niecałe dziewięć lat, umierał mając zaledwie 42 lata. Nie pozostawił następcy.

Podsumowanie

Król Jan był najbardziej „niejagiellońskim” z Jagiellonów na polskim tronie. Także z wyglądu: nie miał pociągłej twarzy z wydatnym nosem, lecz okrągłe i pełne oblicze z wydatną dolną wargą, tak charakterystyczne dla Habsburgów. Był raczej podobny do rodziny matki Habsburżanki niż do potomków Giedymina i Olgierda. Miał za to jagiellońskie, ciemne włosy, oczy i karnację. Jak pisze kronikarz Miechowita, król był wysokiego wzrostu, oczu piwnych, na twarzy z pewnym wyrzutem i wysiękiem. Tęgi, kościsty i silny, około piersi, rąk i nóg gęstszym, na głowie rzadkim włosem okryty. W ruchach szybki, często u boku z mieczykiem przypasanym występował. Różnił się także od rodziny obyczajami. O ile dziadek i ojciec króla Jana, a także brat Zygmunt byli abstynentami, on sam od trunków nie stronił. Również w przeciwieństwie do większości członków domu Jagiellonów, których pożycie małżeńskie można stawiać za wzór, nigdy nie założył rodziny, co więcej namiętnościom i chuciom jako człowiek wojskowy folgował. 

Ale nie tylko uroda i obyczaje wyróżniały Olbrachta od reszty królewskiego rodu. Brakowało mu jagiellońskiej dobroduszności, która ułatwiała czasem rozwiązywanie sporów, a potomnym zostawiła obraz władców łaskawych, pokojowych i nieskorych do rozlewu krwi. Cechy te co prawda ułatwiają współżycie z innymi, lecz przeszkadzają czy wręcz uniemożliwiają sprawowanie rządów i uprawianie brutalnej politycznej gry. Tak było w przypadku Władysława Jagiellończyka, króla Czech i Węgier, o którym jeden z dyplomatów włoskich powiedział dobry człowiek, ale żaden król. Nazywano go rex bene (król dobrze), bowiem zgadzał się na wszystko, co mu zaproponowano, i był lekceważony przez wszystkich, nawet przez swych poddanych. Jeden z nich porównał Władysława do gołębia, który dziobie wszystko, co przed nim sypią. Olbracht był inny. Zdecydowany, wytrwale dążył do realizacji swoich śmiałych planów i projektów. Nie brakowało mu osobistej odwagi, czego dowiódł kilkakrotnie w czasie wojen. Na pewno nie można go też oskarżać, jak to się czyni w przypadku innych Jagiellonów, o gnuśność, czy wręcz lenistwo. Doskonale wiedział, że często brak reakcji na wydarzenia jest brany za słabość, a ta ośmiela wrogów do działania.  

Panowania Olbrachta nie można skwitować powiedzeniem-wytrychem: za króla Olbrachta wyginęła szlachta. Bukowińska klęska zaciążyła na ocenie jego rządów, przesłaniając niewątpliwe sukcesy. Z pewnością od początku miał jasno wytyczone cele polityki zagranicznej. Pierwszy to współpraca w obrębie dynastii jagiellońskiej; był jej niewątpliwym motorem i liderem. Drugi cel to zatrzymanie ekspansji tureckiej, kolejna to: konsolidacja ziem polskich i dotychczasowych lenn pod władzą króla (Mazowsze, księstwo zatorskie, Mołdawia). Gdyby na początku XVI wieku Olbrachtowi udałoby się zlikwidować państwo krzyżackie inkorporując Prusy Zakonne do Korony, kto wie, jak potoczyłyby się losy Polski. Śmierć zabrała go zbyt szybko, by mógł zrealizować chodź część swych ambitnych projektów. Sądząc z jego energii i zdecydowania, nie spocząłby, póki nie doprowadziłby ich do finału. Zabrakło mu tylko czasu.

Dr Rafał Jaworski, historyk mediewista, pracuje w Instytucie Historii i Stosunków Międzynarodowych
Filii Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Piotrkowie Trybunalskim


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.